piątek, 25 lipca 2014

Od Script Kiddie

Kiedy dziwny gość mnie gdzieś prowadził, nagle, niespodziewanie, nie wiadomo skąd, usłyszałam strzały. Prowadzący mnie gościu padł. Potem ujrzałam za mną Siergieja i Vladimira - moich towarzyszy. Odebrałam mojego kałasznikowa ledwo żyjącemu człowiekowi i podbiegłam do moich kolegów.
-Co on chciał od ciebie? - Spytał Vladimir.
-Nie wiem! Najpierw się mnie o coś pytał, potem podjął nieudaną próbę zabicia mnie, a ja powiedziałam mu, że jestem hakerem, więc mogę się do czegoś przydać, no i żeby mnie nie zabijał.
-O co się pytał?
-Skąd mam wiedzieć? Nie słuchałam go... Może to nawet szkoda.
-Zdaje się, że on jeszcze żyje. Może dowiemy się czegoś od niego. - Powiedział Siergiej.
-To nawet niezły pomysł, ale po co... Niech umiera w spokoju. - Odpowiedziałam.
Po krótkiej dyskusji zdecydowaliśmy się jednak pójść. Dowiedzieliśmy się od niego, że pracuje on dla jakiejś tajnej organizacji  i że szuka ludzi, którzy znają się na komputerach oraz tego, że poluje na kogoś - z wzajemnością. Następnie kazał nam zaprowadzić go w jakieś bezpieczne miejsce i wejść do jakiejś studzienki kanalizacyjnej obok starego sklepu ze słodyczami. Musieliśmy to zrobić, albowiem groził, że jego armia nas zabije.

wtorek, 22 lipca 2014

Od Soldiera

Następnego dnia po śniadaniu wybraliśmy się na patrol. Lili szła przodem a ja jakieś 20-30 metrów za nią. Kiedy przechodziliśmy w okolicy starych bunkrów, w których po apokalipsie zamieszkali ludzie mała nagle stanęła i zaczęła coś mówić. Po chwili zobaczyłem że mówiła do jakiegoś człowieka który celował do niej z PPSz. Stał do mnie odwrócony plecami więc zakradłem się do niego od tyłu i przyłożyłem mu nóż do gardła.
-Rzuć broń- krzyknąłem
On usłużnie rzucił swój karabin na ziemię. Schowałem nóż i wycelowałem do niego z M16.
-Dobrze kolego. A teraz sobie porozmawiamy. Po pierwsze kim jesteś i co od niej chcesz? -
- Jestem Władimir Gliszenkov, a do twojej małej przyjaciółki nic nie mam. Tylko że kilka dni temu porwał mnie oddział najemników, który zawiózł mnie do miasta. Tam jakiś gostek zaproponował mi pewien układ, albo cię znajdę i dostarczę żywą lub martwą , albo on zabije mojego przyjaciela.-
-Dobra. A nie możesz po prostu nie szukać jej licząc na to że on będzie myślał że jej nie znalazłeś?-
-Musze raz w tygodniu składać raport jego najemnikom.-
- To teraz ja mam dla ciebie propozycje. Albo zostawisz ją w spokoju, albo zabije cię teraz na miejscu. Co wybierasz?-
- Dobra zostawię ją, ale co mam powiedzieć najemnikom?-
-Czekaj,- powiedziała milcząca do tej pory Lili-mam pomysł. Może mógłbyś robić za podwójnego agenta. My ci pomożemy ich oszukiwać, a ty pomożesz nam rozpracować ich siatkę od środka. Co ty na to?-
- Jak dla mnie może być.- powiedział Władimir- ale co na to twój przyjaciel?-
-A więc umowa stoi?-spytałem
-Stoi- odpowiedział Rosjanin
Następnie podał rękę najpierw mi a potem Lili.

niedziela, 20 lipca 2014

Od Lili

Nie wiem co zrobi, bo w końcu mam już przerąbane, nie rozumiem mojego ojca, no bo po co mu mój trup? Czyżby chodziło o? Nie na pewno nie o to. Na pewno!
-Mała to co teraz robimy? - zapytał Solider przeciągając ciało w kąt pokoju.
- Ja pierdole nie wiem. Mam przejebane. - zaczęłam panikować - i przeze mnie ty też możesz mieć przejebane. Wycofaj się dopóki możesz. - powiedziałam siadając na krześle załamana- czy warto było uciekać od ojca?
-Czemu od niego uciekłaś ? - zapytał , widząc moją nie chęć odpowiedzenia powtórzył jeszcze raz to samo pytanie.
- Mój ojciec uparcie twierdzi że jestem reinkarnacją jego żony, czyli prościej mówiąc że jestem moją mamą .Ponieważ wyglądam zupełnie jak ona, niby nawet wzrost mam ten sam. Uciekłam od niego ponieważ nie wytrzymywałam już tego, trzymał mnie w klatce  i codziennie przychodził do mnie by ... muszę dalej mówić-łzy leciały mi z oczu .
Solider podszedł do mnie i mnie przytulił, to był miły gest.
- ok już spoko ! - powiedziałam ocierając łzy z twarzy-
-Teraz muszę wymyślić co dalej robię, bo mam przejebane, w sumie od zawsze mam przejebane więc już się do tego przyzwyczaiłam- powiedziałam bez skrupułów
W sumie już za kumałam po co mu jestem nawet nie żywa, jemu do szczęścia potrzebne jest tylko moje ciało i moja twarz. A to psychol jebany. Gnoju wydaje się że dostanie mnie z powrotem w sumie wole już się wysadzić niż żeby on dostał moje ciało.

środa, 16 lipca 2014

Od Script Kiddie

Po dwuminutowym patrzeniu się na studzienkę kanalizacyjną i jej pokrywę, postanowiłam pójść do mych rastafariańskich towarzyszy. Wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi. I to chyba prawda, albowiem nie minęłam jeszcze byłego sklepu monopolowo-spożywczego, a zaatakował mnie gościu z pistoletem. Spytał się mnie chyba, czy kogoś nie widziałam. Ja nawet nie wiedziałam kogo. Zastanawiałam się bowiem, dlaczego rekiny nie mają pterodaktylich skrzydeł i czy trawa to naprawdę mały niedźwiadek.
-Co?! - Krzyknęłam. On przystawił mi pistolet do głowy.
-Odpowiadaj, albo cię zabiję. - Powiedział spokojnym tonem.
-Nie usłyszałam pytania. Ale nie zabijaj mnie! Mogę się do czegoś przydać! A zresztą, nic nie widziałam i nic nie słyszałam! Mogę już iść? - Pociągnął za spust. Ale chyba brakło amunicji.
-Cholera! - Krzyknął, a ja usilnie starałam się nie roześmiać i nawet mi się to udawało!
-Mogę się do czegoś przydać... Kiedyś byłam hakerem. - Rzekłam, nadal próbując się nie roześmiać.
Następnie wyjął sztylet, i przykładając mi go do gardła, kazał mi oddać mu mojego kałasznikowa. Musiałam oddać. Przystawił mi go do głowy, a potem gdzieś prowadził.
-Panie władzo, nie zabijaj mnie, ja mam ocelota, ściany, kałaszka i rastafarianów. - Powiedziałam, ale on mnie ignorował i szliśmy tak dalej.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Od Władimira

Tłumacz zaprowadził nas do pojazdu opancerzonego, powiedział nam żebyśmy nic nie kombinowali i, że zabierze nas do biura jego szefa. Po tym jak to powiedział wyruszyliśmy jechaliśmy tak z dobre kilka godzin. Po drodze napotkaliśmy mniejszy oddział wojska i parę pojazdów opancerzonych. Kiedy dotarliśmy żołnierze zakryli nam oczy jakąś szmatą. Zaskoczyła nas pewna rzecz kiedy dotarliśmy na miejsce ci żołnierze z którymi jechaliśmy mówili w naszym języku. Zostaliśmy rozdzieleni. Mnie zabrali chyba do ich szefa lub kogoś w tym rodzaju. Ten ich cały szef zaproponował mi współpracę z nim a polegała ona na tym ,że Piotr zostanie tutaj a ja odnajdę pewną dziewczynę żywą lub martwą. Oczywiście zgodziłem się bardzo się zdziwiłem kiedy pokazał mi zdjęcie tej dziewczyny pomyślałem w głowie to ta dziewczyna która pytała się skąd mam PPSz. Po tej rozmowie wypuszczono mnie na wolność oddano mi moją pepesz oraz jedzenie które miałem przy sobie. Wyruszyłem na poszukiwanie tej dziewczyny miałem nadzieję, że nie okłamano mnie, że kiedy zabiorę ją do tego miejsca nie zostanę zabity.

sobota, 12 lipca 2014

Od Soldiera

Po tym co usłyszałem byłem w kropce. Albo jej pomogę i narażę się założycielowi jednego z niewielu miast ocalałych na świecie, albo ją zostawię na pastwę losu i będę ją miał na sumieniu.
-Dobra- powiedziałem do niej-z tobą rozmówię się później, a teraz pomówmy z naszym gościem-
Podeszliśmy do niego a ja przy okazji wyjąłem nóż z pochwy.
-A więc panie lubię napadać niewinne nastolatki. Kim jesteś i po co tu przybyłeś? -
-Wszyscy mówią na mnie Colt i jestem łowcą nagród - odpowiedział -a przybyłem tu tylko w jednym celu, po nią-kiwnął głową w stronę Lili-
-Drugie pytanie.Po co ci ona potrzebna? -
-Nie twój interes-odpowiedział
Dźgnąłem go w zdrową nogę
-Zła odpowiedź. Pozwól że zapytam jeszcze raz. Po co na nią polujesz? -
-Wyluzuj gościu, istnieją bardzo wpływowi ludzie którzy dadzą dużo żeby dostać ją żywą lub martwą. A to co przed zabiciem jej bym zrobił to już moja sprawa. - uśmiechnął się paskudnie
Kątem oka zauważyłem że mała poruszyła się niespokojnie. Walnąłem naszego jeńca w twarz.
-Następne pytanie. Ile płacą ci wpływowi ludzie? -
-Więcej niż warte jest całe to miasto.-
-Kolejna zła odpowiedź- tym razem ugodziłem go w rękę- a ja nie toleruje złych odpowiedzi-
- Pan Black obiecał że każdy kto dostarczy mu córkę dostanie wysokie stanowisko w mieście a poza tym taki zapas broni jakiego zapragnie.-
-Ostatnie pytanie.-odrzekłem- Ilu was jest w mieście?-
-Nie wiem-odparł bez mrugnięcia okiem, lecz zauważyłem że kłamie.
Bez zastanowienia wyrwałem mu z kabury Colta i strzeliłem w krocze, zawył jak zarzynana świnia
-Odpowiesz poprawnie czy mam ci zrobić coś jeszcze gorszego?-
-Dobra, dobra-wykrzyczał- Razem ze mną do miasta przybyło jeszcze 10 osób, ale słyszałem że pan John Black chcę wysłać tu swoją prywatną armię-
Następne wydarzenie odbyły się jakby w przyśpieszonym tempie, Lili sięgnęła po swojego UZIka i wpakowała gościowi cały magazynek w głowę, aż po podłodze zaczęły się walać resztki jego mózgu.
Uśmiechając i śmiejąc się przy tym jak szalona.
-Dobrze -powiedziałem-Teraz to dopiero mamy problem-

sobota, 5 lipca 2014

Od Lili

Kiedy myślałam że już po mnie, zjawił się Solider. Postrzelił kolesiowi nogę i rękę. Cholera szkoda że kurde temu gościowi kebabem łepetyny nie przestrzelił, chociaż w sumie to dobrze mogę temu gościowi sama go przestrzelić albo zgnieść. Wzięliśmy go do kryjówki, kiedy jadłam Solider nagle na mnie spojrzał i powiedział
-Teraz musisz mi wszystko wyjaśnić.-
-Jasne wyjaśnię, ale...-
-Nie ma żadnego ale! No gadaj ,muszę wiedzieć kogo postrzeliłem .- oczekiwał na odpowiedź-
 -Jestem córką Johna Blacka. Naprawdę nie nazywam się Lili White tylko Liliana Black, uciekałam od ojca bo... Proszę cię mogę nie mówić czemu? To po prostu za trudne dla mnie by o tym mówić -
Spojrzałam na Solidera, najwyraźniej analizował wszystkie fakty, aż w końcu powiedział spokojnie
-A więc jesteś córką założyciela miasta? -
-Tak -
-A ten kolo? Co on od ciebie chciał ? -
Nie patrzyłam mu w oczy
- Mój ojciec kazał mu mnie przyprowadzić .... Martwą -
 Po co ja mu to mówiłam ! Teraz bedzie uważał ze zrzuce na niego moje kłopoty !    

czwartek, 3 lipca 2014

Od Script Kiddie

Bawiąc się z Rubixem na ulicy, usłyszałam reggae.
- Pewnie znowu jakiś Rasta... - Pomyślałam i razem z ocelotem ruszyliśmy w stronę muzyki. Lecz zamiast Rastafarianina, ujrzeliśmy dwóch.
- Elo! - Przywitałam się z nimi. Oni zaś, widząc mnie i mojego kota, przywitali się z nami i zaczęli opowiadać o swoich przygodach.
- Równi z was goście! - Krzyknęłam do nich. Opowiedziałam im parę sucharów. Rasta poczęstowali mnie suchym chlebem, a ja dałam im butelkę wody.
- Nara! Ja i Rubix idziemy do parku...
- Do widzenia, man! Może jutro, lub pojutrze, albo wczoraj się zobaczymy! - rzekł jeden z nich.
- Oki doki! Jutro postaram się przyjść! - Odpowiedziałam.
Ruszyłam z Rubixem do parku.
Siedząc na starej, metalowej ławce, dostrzegłam owczarka niemieckiego, leżącego obok jakiegoś żula.
- Psie! - Krzyknęłam do zwierzęcia. Nie odpowiedział, tylko się na mnie spojrzał. - Chyba idę szukać wyposażenia do bazy - pomyślałam i ruszyłam w drogę. Wtem usłyszałam kroki. Szedł za nami ten owczarek.
- Elo! - Krzyknęłam do niego - nie mam nic do jedzenia, jeśli o to chodzi... No dobra, mam! - Rzuciłam mu kromkę rastafariańskiego chleba. Zaraz ją wszamał. - Reszta dla mnie! - Powiedziałam stanowczo. Pies wyraźnie mnie i ocelota polubił, albowiem chodził za nami.
- Rubix chyba nie pogardzi nowym przyjacielem, mieszkał już bowiem z innymi zwierzakami. - Rzekłam do owczarka. - Swoją drogą, jak masz na imię? - Znów nie odpowiedział. - Dobra, nie musisz mówić... Ja jestem Ola. - Odpowiedziałam, udając, że się obraziłam.
Zaraz usłyszałam, że ktoś za nami biegnie. Był to ten żul, zapewne szukał swego psa.
- Elo żulu. Yyy, to znaczy... - powiedziałam.
- Dzień dobry, przepraszam za psa, on zawsze musi się do kogoś przyczepić.-
- No dokładnie! Jak ma na imię?-
- Mieszko.-
- Prawilne imię. Zabierz go pan ode mnie. - Roześmiałam się.
- Do widzenia.-
- Nara Mieszko i żulu. - Pożegnaliśmy się, po czym poszłam dalej z ocelotem.

środa, 2 lipca 2014

Od Władimira

Postanowiłem wybrać się na mały zwiad i sprawdzić, czy nikt nie kręci się w pobliżu naszego baru.
Podczas swojego patrolu zobaczyłem w oddali dwóch zakapturzonych ludzi mieli ak47 więc wolałem się nie zbliżać, wyglądali jakby czegoś szukali. Po chwili zjawił się wóz opancerzony a w nim chyba z 20 żołnierzy postanowiłem szybko uciekać do kryjówki aby poinformować towarzyszy. Kiedy dotarłem do kryjówki okazało się ,że przy życiu pozostał tylko Piotr.
-Co tu się stało?-zapytałem go
-Było ich tu 6, mieli broń, nie mieliśmy szans-
-Spokojnie-powiedziałem-powiedz wszytko jeszcze raz tylko wolno i spokojnie-
-Było tu sześciu ludzi z ak47...-
Nie zdążył dokończyć zdania ponieważ rozległ się huk i nagle dach budynku zawalił się na nas. Cudem przeżyliśmy, niestety kiedy wyszliśmy spod ruin tam czekała na nas już grupa tych żołnierzy.
Mówili coś do nas ale w nieznanym nam języku. Po chwili zjawił się ich dowódca z tłumaczem. Tłumacz powiedział nam abyśmy oddali naszą broń i poszli za nim. Zgodziliśmy się bo co innego mogliśmy zrobić?

wtorek, 1 lipca 2014

Od Soldiera

Gdy obudziłem się rano zauważyłem że Lili gdzieś poszła.
-Może, już nie wróci-pomyślałem
Nagle zobaczyłem karteczkę na stole, przeczytałem ją i przygotowałem sobie skromne śniadanie, zostawiłem także porcję dla małej. Udałem się na swój codzienny obchód. Kiedy przechodziłem koło starej fabryki usłyszałem rozmowę. Podkradłem się bliżej i zobaczyłem, ze jakiś facet trzyma pistolet przy głowie Lili. Szybko przeanalizowałem sytuację i doszedłem do wniosku że nie mogę strzelić, zdążyłby jeszcze nacisnąć spust. Nagle po drugiej stronie rozgrywającej się scenki coś się poruszyło i  jakby znikąd pojawił się pies, ten sam co wczoraj. To rozproszyło jego uwagę, a mi celnym strzałem udało mi się go postrzelić najpierw w rękę, a potem w nogę.
-Lili nic ci nie jest-zapytałem wychodząc z kryjówki
-Nic się nie stało-odpowiedziała-tylko przez chwilę myślałam że już po mnie-
Związaliśmy tego tajemniczego gościa,nakarmiliśmy psa, który po posiłku znowu się ulotnił. Wróciliśmy do kryjówki prowadząc swojego jeńca. Gdy Lili zjadła posiłek powiedziałem do niej.
-Dobra mała teraz musisz mi wyjaśnić wszystko po kolei-