sobota, 14 maja 2016

Od Script Kiddie

Nie zastanawiając się długo, podkradłam się do Arabów między drzewami niczym szpieg śledzący niepoczytalnego przestępcę. Istniały dwa warianty - przywdziać kaptur i zabrać jakiś leżący na wierzchu worek albo wypruć do przodu, prosto do studzienki kanalizacyjnej. Najbardziej ryzykowną, acz najbezpieczniejszą opcją byłoby po prostu przeczekać. Im więcej osób w bunkrze, tym trudniej o zauważenie czyjejś nieobecności, ale też większe prawdopodobieństwo przebywania Arabów na korytarzu prowadzącym do wyjścia. Założyłam kaptur. Nie baczyłam na zmęczonych Arabów, którzy z trudem dźwigali herbatę. Wzięłam od jednego worek i wmieszałam się w tłum.
Dotarliśmy do kanalizacji. Dowódca oddziału zaprowadził nas do spiżarni. Złożyliśmy worki do wiklinowych kontenerów. Nagle dowódca zabrał głos. A głos jego był donośny. Powiedział coś po arabsku, po czym lud zabrał słoiki. Z olejem, te, które znalazłam, jak ostatnio tu byłam. Zabrałam pięć słoików. Dowódca zaczął nas gdzieś prowadzić. Otworzył właz, którego dotąd nie dane mi było odkryć i zeszliśmy drabiną w dół. W owej piwnicy znajdowało się pełno słoików wypełnionych olejem. A było ich naprawdę dużo. Dołożyliśmy nasze słoiki, ja zachowałam jeden i ukradkiem wyszłam z piwnicy. Pobiegłam prędko do mojej izby.