środa, 3 lutego 2016

Od Script Kiddie

Dzisiejszej nocy znowu postanowiłam wyjść z kanalizacji. Uniemożliwiła mi to jednak obecność trzech Arabów w korytarzu prowadzącym do wyjścia. Siedziałam w pokoju z kałachem i czekałam.
- Pijmy! - ozwał się mocny, donośny głos. Zapewne z kuchni.
Arabowie spojrzeli po sobie i wybiegli pić. Pewnie herbatę. Ja wybiegłam szybko na korytarz oraz do wyjścia na dwór. Atmosfera tam wydawała się bardziej apokaliptyczna niż zwykle. Nie było nikogo, nawet najemników. A przynajmniej nie zauważyłam. Pobiegłam do mojej koleżanki od origami. Platforma była pusta. Zapukałam do włazu umieszczonego na tylnej ściance metrowej platformy. Nagle zobaczyłam formację złożoną z kilkudziesięciu Arabów niosących pełne worki. Szli w moim kierunku. Przeciwnym niż zwykle. Właz był otwarty. Od wejścia uderzył mnie dym i dziwny zapach; stara kobieta i dwaj moi koledzy siedzieli na tapczanie.
- Witajcie...! - Krzyknęłam. Chciałam uciekać, ale bałam się tych Arabów z workami. Nikt mi nie odpowiedział.
- Witaj - odrzekła w końcu towarzyszka. Po chwili roześmiała się.
- Tak właściwie, to ja tak tylko na chwilę... - powiedziałam, gdy teren wydał mi się czysty. Trudno powiedzieć, ile tam siedziałam.
Znowu nikt nie odpowiedział. Wyszłam z bunkra, lecz nie za bardzo mogłam ustać na nogach. Szłam powoli przez zniszczone miasto. Dotarłam do parku. Kilku najemników krzątało się między budynkami. Upadłam na kolana. Wtem rozległ się strzał, na szczęście nie w moim kierunku. Wokół nie było żadnych innych ludzi. Usiadłam na parkowej ławce i zasnęłam. Obudził mnie nad ranem hałas Arabów przechodzących przez park; mieli puste worki. Przeraziłam się.