czwartek, 9 lipca 2015

Od Script Kiddie

Mając w kieszeni dwieście złotych, wybiegłam o drugiej w nocy z kanalizacji. Mimo drugiej godziny, było niebotycznie jasno. I to na dworze. To pewnie przez te latarnie zamieszczone w okolicach naszej siedziby. Poszłam w kierunku moich kolegów rasta, gdy spotkałam kobietę, od której dostałam wróbla z origami.
- Dobry wieczór. - Przywitałam się z nią.
- Witaj, towarzyszu.
Wtem rozległy się strzały. Na szczęście nie w naszym kierunku.
- Zmierzam do moich ziomali, idziesz ze mną? - Spytałam.
- Kim oni są?
- Rasta.
- Mogę iść.
I tak poczęłyśmy uciekać w popłochu, aczkolwiek trzymając się razem, biegnąc w kierunku bazy moich kolegów poprzez multum przeróżnych, zniszczonych bloków i budynków. Biegniemy przecznicę dalej, a tam dwóch najemników. Biegniemy trzy, a tam ich małe fortyfikacje... z worków herbaty! Te worki były naprawdę perfekcyjnie ustawione. Biegłyśmy, nie bacząc na postrzępioną kostkę brukową, która bezskutecznie niszczyła czarne podeszwy butów. Ale tylko z wierzchu, zatem nadawały się do chodzenia. Niezauważone przez najemników, przeszłyśmy przez mur o wysokości półtora metra i stąd było już widać rasta bunkier i małe, mocne podwórko. Właśnie na nim siedzieli.
- Elo! - Powitałam ich.
- Elo.
Stara kobieta zdawała się wpatrywać tylko w jeden krzak, którego w nocnym, ciemnym świetle nie rozpoznawałam. A jej się to udało.
- Dam wam sto złotych, jeśli dacie nam jakieś picie i jedzenie. - Powiedziałam do mych ziomali.
- Myślałam, że przyszłyśmy tu po co innego... - Rzekła moja koleżanka, jakby trochę zawiedziona.
Ignorując jej wypowiedź, dokonaliśmy pomyślnego handlu. Po około dwudziestu minutach opuściłyśmy bazę moich znajomych.
- Wiesz, ja... zdobędę pieniądze! - krzyknęła stara, wychudzona kobieta.
I w tym momencie wybuchnęłam śmiechem.
- Daj spokój, i tak ci nie sprzedadzą. - Powiedziałam.
Rozeszłyśmy się do naszych baz. W mojej wyraźnie wszyscy spali. Ja poszłam do kuchni i zrobiłam herbatę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz