wtorek, 28 lipca 2015

Od Script Kiddie

W korytarzu stały całe tłumy arabskich terrorystów, gdy próbowałam odnaleźć moich kumpli. Wtem zauważyłam Siergieja.
- Elo. - przywitałam się.
- Stypy nie będzie. - odpowiedział zawiedzionym głosem.
- Szkoda. - powiedziałam nie mniej zawiedzionym.
- Muszę iść.
- Dobra.
Wszyscy do tego przeznaczeni ruszyli do wyjścia po herbatę. Wzięłam worek i poszłam ich śledzić. Po kilku godzinach marszu przez miasto byliśmy na miejscu. To, co tam zobaczyłam, stanowczo przekraczało moje oczekiwania. Pracownicy plantacji szorowali trawnik przed wejściem do magazynu. Tu i ówdzie roztaczał się dym z herbacianych ognisk. Niektórzy robotnicy leżeli nieprzytomnie przy ogniskach, inni zasypiali. Reszta pracowała. Weszliśmy do magazynu i moi towarzysze zaczęli ładować worki. Ja wkładałam herbatę do worka, zdala od moich rosyjskich kolegów i przyglądałam się magazynowi od wewnątrz. Zauważyłam, że na jednym z małych stosów herbaty siedzi kobieta z lupą w ręku. Uchwyt lupy przypominał wyglądem rękojeść miecza. Poza tym nie widziałam tam nic ciekawego.
Skończyliśmy napełniać worki i wyszliśmy z magazynu. Opuściliśmy teren plantacji i zaczęliśmy podążać przez wyniszczone miasto do bazy. Tak jak ostatnim razem, sprzedaliśmy kilka worków najemnikom. Spostrzegłam nagle, że jeden z nich mierzy do mnie z karabinu, zauważył zapewne, że jestem szpiegiem. Uratowało mnie to, że pewien Arab wręczył mu worek z herbatą, niczego się nie domyśliwszy, a najemnik z karabinem od razu zajął się workiem.
Wróciliśmy do bazy, zostawiliśmy worki w kuchni i szybko uciekłam do pracowni komputerowej. Mam nadzieję, że nikt nie zauważy, że byłam na plantacji herbaty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz