niedziela, 28 grudnia 2014

Od Script Kiddie

Dzisiaj akurat nadarzyła się okazja do śledzenia tych herbatowców. A było tak, że początkowo nie miałam jak skołować worka. Nigdzie ich nie było. Potem jeden z Arabów wtajemniczonych w tą wyprawę wyszedł do kuchni, pozostawiwszy przed jej wejściem worek. Wzięłam go, po czym pobiegłam sprintem i wmieszałam się w niewielki tłum. Wyszliśmy ze studzienki i zaczęliśmy podążać na północ miasta. Szli też moi koledzy, ale ja się do nich nie zbliżałam. Ci ludzie od herby najwyraźniej mieli sojusz z tymi najemnikami. Po dwóch godzinach mozolnej wędrówki przez zniszczone miasto, dotarliśmy na miejsce. To była duża plantacja herbaty, ale mi to przypominało raczej warsztat samochodowy niż pole. Byli tam jacyś dziwni ludzie ubrani w palta i szorty oraz podkolanówki. Oni zbierali herbatę. Weszliśmy do jakiegoś małego budynku i pewien Arab wydał niezrozumiałą dla mnie komendę. W tym niewielkim pomieszczeniu znajdowały się niebotycznie wielkie ilości zebranej herbaty. Wszyscy zaczęli ładować worki. Po naładowaniu wyruszyliśmy w drogę powrotną. Kilka worków sprzedano po drodze najemnikom. W końcu wróciliśmy do przypominającej dziuplę mewy studzienki kanalizacyjnej. W sumie to mało mi to dało. Może ludzie, których nakryto na szpiegostwie, zostali zatrudnieni jako zbieracze herby. Muszę się jeszcze czegoś dowiedzieć na ten temat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz